Podczas XIII edycji Festiwalu NNW, nagroda za całokształt twórczości, za niezłomność w podejmowaniu trudnych tematów, bezkompromisowość i niezależność pracy twórczej – Platynowy Opornik – została przyznana wybitnej polskiej aktorce Ewie Dałkowskiej. Odbierając nagrodę pani Ewa powiedziała m.in. „Nie mam wielkich dokonań, nie rzucałam butelek z benzyną na czołgi, nie wysadzałam pociągów, ani mostów. Robiłam tylko to, co jest zwykłym obowiązkiem Polaka i obywatela”.
W czasach komunizmu ważny był każdy głos sprzeciwu. Społeczeństwo było silniejsze widząc wsparcie ludzi kultury. Była pani jedną z osób o pięknej karcie opozycyjnej. Dlaczego zdecydowała się pani na tak odważną postawę osobistą?
To nie są decyzje. Po prostu taki się człowiek rodzi i taki jest. Nie potrafi godzić się na przemoc i świństwa, choćby nawet chciał. Opór nosiłam w sobie od szkoły. A potem miałam szczęście spotykać ludzi, którzy ten mój upór ukształtowali. To były przede wszystkim Tygodnie Kultury Katolickiej ks. Niewęgłowskiego, Kabaret Egida Janka Pietrzaka, Teatr Powszechny Zygmunta Hubnera. W czasie „Karnawału Solidarności” to były eksplozje wolności. W grudniu 1981 roku graliśmy spektakl „Wszystkie spektakle zarezerwowane”, złożony z wierszy i piosenek poetów opozycyjnych. Po 13 grudnia cenzura spektakl zdjęła i wtedy z Andrzejem Piszczatowskim, Emilianem Kamińskim i Maćkiem Szarym, postanowiliśmy ułożyć nowy spektakl i wystawić go w domach prywatnych. Po premierze w moim mieszkaniu na Ursynowie (w Warszawie – przyp.red), gdzie było 40 widzów na 60 metrach kwadratowych, otrzymaliśmy lawinę zaproszeń. Opracowaliśmy potem nowy program kabaretowy daliśmy 150 spektakli dla kilkunastu tysięcy widzów. Co niezwykłe, nikt na nas nie doniósł. Z akt operacyjnych MSW, które dostałam z IPN wynika, że SB miała tylko szczątkowe informacje o jednym spektaklu.
Odnalazła też pani, żeby nam pokazać, zdjęcie zrobione u pani w domu. To jedyne zdjęcie Teatru domowego?
Tak. Jedyne zdjęcie jakie zrobiliśmy we czwórkę. Nasza dyskrecja polegała na tym, że nie mogliśmy rozpowiadać o tym co robimy, a strasznie dużo osób chciało się dowiedzieć co my wyprawiamy. Pamiętam, jak Emilian Kamiński wyrwał facetowi, który siedział na sali, aparat i taśmę z tego aparatu. Nie wolno było fotografować, bo to stanowiło dla nas zagrożenie. Proponowano nam występy w kościołach, ale to nie były teksty do wygłaszania w świątyniach np. „Bluzg” w wykonaniu Emiliana: „Przebrzydła szumowino/Pachołku sowiecki/Ty farbowana świnio/Marszałku k… albo piosenka „Ja się wroną pie…ą nie przejmuję”. A przy tym, występy w kościołach były pod lupą SB. Jak dostałam cynk, że ktoś z publiczności chlapnął przy jakiejś okazji, że graliśmy, że coś się odbyło, a nasz przyjaciel, który miał kontakty z SB, ostrzegł nas, że zaczynają węszyć, zaczęliśmy się ukrywać z tą całą organizacją, wyjazdami. Jechało się wtedy maluchem, wiozło się jeszcze krzesło, które było dekoracją. Nie można było mieć żadnych papierów, żadnych tekstów. Jedyna osoba, która miała jakiekolwiek notatki to był Piszczatowski. Miał zanotowane, zakodowane niekiedy, wszystkie adresy kolejnych występów. Jak ich SB capnęło we Wrocławiu, zabrali wszystkich i wozili ich do wieczora. Piszczat miał przy sobie ten kalendarzyk. Nie chciał, żeby go znaleźli więc zaczął go jeść. Trzeba tu nadmienić, że Andrzej był smakoszem, miłośnikiem dobrej kuchni i w jego przypadku jedzenie kalendarzyka miało wymiar bohaterski. Wspaniałe to były chwile, powstawały wesołe pioseneczki, bo prości ludzie nas poprosili, żeby nie było tak bardzo poważnie. Śpiewaliśmy utwory z bardzo dosadnymi tekstami, które potem ludzie chwytali i sobie podśpiewywali. Niezwykłe jest to, że zagraliśmy 150 spektakli, tysiące osób je widziało a nikt nie sypnął. Niesamowite jacy jesteśmy fajni.
Po Teatrze domowym występowała pani w kabarecie Pod Egidą.
W Egidzie występowałam od lat 70-tych. W stanie wojennym oczywiście zakazano nam występów i Janek Pietrzak śpiewał w restauracji w Wilanowie do tańca, kilka razy wystąpił w naszym Teatrze Domowym. Występy Egidy wznowiono dopiero w połowie lat 80-tych. Egida, udział w dozorowaniu bojkotu telewizji, to był mój ówczesny „dorobek opozycyjny”. Raz np. zaśpiewałam piosenkę, kiedy na widowni był uwielbiany przez nas wtedy Wałęsa. Piosenkę o nim ale trochę drwiącą z bohatera. Potem Pietrzak posadził mnie przy Wałęsie a on mnie zapytał: „Pani tak na poważnie?”. Bardzo sobie cenię ten czas z Janem Pietrzakiem. Razem przeżyliśmy moment kiedy cenzura przestała istnieć…niby przestała istnieć, a mi zakazali w Opolu wiersza Hemara o tym, że Lwów jest w Rosji.
Skąd się u pani wzięła ta niepokorność?
Z domu rodzinnego, Tatuś był bardzo niegrzecznym adwokatem, ciągle ze mną jest, chociaż umarł. Prawnik niepokorny. Dzięki jego przykładowi jestem jaka jestem. Zaczęło się już kiedy byłam w durnowatej komunistycznej szkole. Wszedł historyk i zaczął mówić, natrząsając się, jak to Jezus na osiołku niby z palemką jechał, a ja na znak protestu, przeciw temu nauczycielowi, usiadłam na podłodze. Tak już zawsze siadałam na jego lekcjach. Rodzice często byli wzywani, zwracano mi uwagę za książki, które czytam np. Pasternaka.
Platynowy opornik to nagroda za niezłomność w podejmowaniu trudnych tematów i niepokorność. Co to znaczy, według pani, być niepokornym?
Nie iść za stadem. Umieć mówić „nie”. Cieszę się niezwykle z tego opornika, bo to jest podkreślenie, że mam rację. Jesteśmy otoczeni zdradą, stadnym zachowaniem, także to jest dla mnie bezcenny klejnot.
Czyli nagroda jest potwierdzeniem tego, że pani wybory były słuszne?
Tak, i że to zauważono. I to jeszcze, kto zauważył. Bardzo szanuję ten Festiwal, cieszę się z istnienia czegoś takiego, także chodzę teraz napuszona jak indyk.
Co niepokornego teraz ma pani w planach?
Ostatnio rozważam, czy nie zrobić nowego Teatru Domowego, z różnych powodów. Poza tym mam rzeczy, które robię sama, to jest mój wybór. Znalazłam na przykład w domu książkę Kazimiery Iłłakowiczówny „Ścieżka obok drogi”. Opisała jak była sekretarzem Józefa Piłsudskiego. Prześladowania Piłsudskiego można porównać z prześladowaniami, które są w naszych czasach a ja wyrażam swoje zdanie, jeżdżąc po bibliotekach i czytając tę książkę przez 50 minut. Teraz moją niepokorność chciałabym uwieńczyć zajęciem się Haliną Mikołajską. To wspaniała postać a ja, właśnie to wszystko co jest warte przypomnienia, mam szansę robić. Robię też recital „Przeżyjmy to jeszcze raz”, z którym zresztą przyjechałam na Festiwal, śpiewam różne piosenki. Robię to już od wielu lat i mogę tam wyrazić swojego niepokornego ducha. Razem z mężem, który mi pomaga, pracujemy cały czas nad tekstami. Działam, bo w ten sposób mogę zaznaczyć swój stosunek do rzeczywistości.
Rozmawiała Monika Tarka-Kilen
Zdjęcie Teatru domowego z arch. Ewy Dałkowskiej: Ewa Dałkowska, Emilian Kamiński, Andrzej Piszczatowski, Maciej Szary