Jestem fanem Polski

Rozmowa z Robinem Barnettem, byłym ambasadorem Wielkiej Brytanii w Polsce, dyplomatą, który pracował w brytyjskiej ambasadzie w trudnym okresie Stanu Wojennego. Pan ambasador jest w tym roku laureatem nagrody „Drzwi do wolności” – nagrodą przyznawaną za odwagę i poświęcenie bohaterom drugiego planu wspierającym działaczy podziemia niepodległościowego, solidarnościowego oraz osoby niezłomnie walczące o wolność.

Jak wspomina pan okres pierwszego swojego pobytu w Polsce?

To nie był łatwy czas dla waszego kraju i to była moja pierwsza zagraniczna rola. Na pewno brakowało mi doświadczenia ale szybko się uczyłem. Byłem w Polsce trzy razy. Pierwszy raz, jako młody dyplomata, byłem drugim sekretarzem w ambasadzie brytyjskiej. To był okres stanu wojennego, komuny. Ponieważ byłem z Wielkiej Brytanii – kraju, który był członkiem NATO – władza przedstawiała mnie jako wroga polskiego ludu. Dla reżimu ktoś taki jak ja, kto dużo podróżuje, jest w stanie rozmawiać po polsku a na dodatek pracuje dla sekcji politycznej Ambasady, był przeciwnikiem. Pewnego dnia Jerzy Urban powiedział nawet publicznie, że Robin Barnett jest kolejnym wrogiem ludu. Takie określenie było dla mnie wielkim zaszczytem, bo nigdy nie chciałem być traktowany jako przyjaciel reżimu. Byłem profesjonalnym, apolitycznym dyplomatą, rozmawialiśmy oficjalnie z władzami komunistycznymi, ale jedną rzeczą jest wykonać profesjonalnie swoją pracę a drugą jest mieć zdanie na temat tego co oni robili. Pamiętam, że wówczas byłem pod wielkim wrażeniem tego jak ludzie w tamtym okresie walczyli o wolność, choć służba bezpieczeństwa mocno z drugiej strony walczyła o utrzymanie reżimu. Wrażenie zrobił na mnie fakt, że pomimo życia w trudnych czasach, ludzie nie stracili poczucia humoru. I choć to był jeden najgorszych okresów w historii Polski, wracałem w 1985 roku do Wielkiej Brytanii z myślą, że bycie w Polsce, w tym okresie, to był dla mnie przywilej.

Jaka była pana rola w ambasadzie?

Częścią mojej roli i całego zespołu było wspieranie opozycji a także pokazanie na arenie międzynarodowej prawdy o tym co się w Polsce dzieje. Wiele razy rozmawialiśmy z opozycjonistami, pytaliśmy jak jest naprawdę, słyszeliśmy jak gwałcone są prawa człowieka. Mimo, że reżim kontrolował prawie wszystko, to nam, jako dyplomatom, udało się pokazać na zewnątrz co tu się naprawdę działo. Przekazać to, co reżim chciał przed wszystkimi ukryć.

Który moment z tamtego okresu wspomina pan szczególnie ?

W rocznicę utworzenia Solidarności w 1982 roku ambasada wysłała mnie do Trójmiasta, żebyśmy na własne oczy zobaczyli co się tam dzieje. Miałem możliwość obserwować demonstracje i to co robi ZOMO. Wcześniej nigdy w życiu nie widziałem takich protestów. Zupełnie przez przypadek natrafiliśmy na osobę, która zorganizowała nam spotkanie z podziemiem solidarnościowym i ta rozmowa dużo nam wyjaśniła. Tę wizytę będą pamiętał do końca życia. Pamiętam też drugą wizytę w Polsce papieża św. Jana Pawła II. To dzięki jego autorytetowi moralnemu możliwe było zakończenie zimnej wojny. W tamtym czasie w ambasadzie byłem odpowiedzialny m.in. za kontakty z opozycją, z kościołem. Miałem szansę podróżować po całym kraju, żeby zobaczyć prawdziwą sytuację w Polsce, a nie tą propagandę, którą kreślił reżim. Moim zdaniem, żeby rozumieć jakiś kraj trzeba po nim podróżować, i to środkami komunikacji publicznej – autobusem, pociągiem. Tylko wtedy ma się szansę rozmawiać z ludźmi, zobaczyć życie z bliska, dowiedzieć się jakie ono jest dla przeciętnych ludzi. Podróżowałem po każdym starym województwie, kiedy było ich jeszcze 49 i później byłem częściej niż dwa razy w każdym nowym.

Wracał pan jeszcze do Polski kilka razy, w latach 2011-2016 jako ambasador Wielkiej Brytanii. Jakie wrażenie zrobiły na panu zmiany w naszym kraju?

Po raz drugi wróciłem 13 lat po swoim pierwszym pobycie i napotkałem zupełnie inny świat. Byłem zdumiony jak duży postęp zrobiła Polska w tak krótkim czasie. Byłem zaskoczony, że Polacy wyzwoleni z sytemu komunistycznego byli w stanie bardzo szybko zbudować nowy lepszy kraj. Byłem tu w dniu kiedy Polska stała się członkiem NATO, dostając w pewnym sensie gwarancje bezpieczeństwa i dobrej przyszłości. Ale dla mnie wyjątkowy był moment, kiedy po raz trzeci wracałem do Polski, już jako ambasador Wielkiej Brytanii. To była szansa i okazja do rozwoju stosunków miedzy naszymi krajami w pozytywnym kierunku. Każda moja kadencja w Polsce była inna, ale każdej towarzyszyło zdumienie jak ten kraj szybko się zmienia, jak szybko zmienia się życie zwykłych ludzi. Jestem szczęśliwy i dumny, że mogłem być świadkiem tego co działo w Polsce i z Polską, od czasu stanu wojennego do dziś.

Jak zareagował pan na informację, że jest laureatem nagrody “Drzwi do wolności” na Festiwalu NNW?

To był dla mnie pewien szok, bo cóż ja zrobiłem wyjątkowego w mojej karierze? Z mojej perspektywy, tylko to co byłem w stanie zrobić. Jestem jednak dumny ponieważ dla mnie najważniejszą sprawą w tym kraju, od początku mojej kadencji tutaj, była droga do wolności. I jeżeli są ludzie, którzy myślą, że choć troszeczkę przyczyniłem się do tego, to jestem zadowolony.

Polska otworzyła w latach 80-tych drzwi do wolności, jak z pana perspektywy od tamtego czasu zmienił się nasz kraj? Czy zmierzamy w dobrym kierunku ?

Absolutnie ten kraj zmierzał w dobrym kierunku od 1989 roku. Pamiętając sytuację sprzed 40 lat, myślę, że Polska i Polacy zrobili naprawdę wielką pracę. Jestem prawdziwym fanem Polski. Rok temu sam zdecydowałem się wrócić tutaj i to była całkowicie moja osobista decyzja więc widzę potencjał tego kraju.

Robin Barnett – urzędnik i brytyjski dyplomata. Na swoją pierwszą placówkę wyjechał w 1982 do Polski, gdzie przebywał do 1985 roku. Od 2011 do 2016 roku był ambasadorem Wielkiej Brytanii w Polsce. Obecnie, z żoną Agnieszką mieszka w Warszawie.