Dlaczego mamy problemy z opowiadaniem historii, o rozumieniu fabuły, kryzysie opowieści rodzinnych, ludzkiej potrzebie związku z własną przeszłością i o tym, że robienie filmów polega na otwieraniu się – opowiada reżyser, scenarzysta i producent filmowy Dariusz Gajewski, jeden z jurorów w Międzynarodowym Konkursie Filmów Fabularnych XIII Festiwalu NNW i jeden z tutorów warsztatów scenariuszowych filmów fabularnych Akademii Filmowej NNW.
Dlaczego zgodził się pan zostać mentorem dla twórców na warsztatach fabularnych Akademii Filmowej NNW?
Mimo, że jesteśmy tak bardzo uwarunkowani historią, to słabo ją rozumiemy i nie potrafimy o niej opowiadać – to jeden z polskich paradoksów. Pokonanie tego ograniczenia to fascynujące pokoleniowe wyzwanie. Mimo, że polska historia jest tak niezwykle bogata i ciekawa próbujemy się od niej odwrócić i to mi się wydaje mało sensowne. Dobrze by było też lepiej rozumieć historię a może trochę mniej się nią emocjonować, to byłaby naprawdę pożyteczna zmiana. Dlatego przyjąłem propozycję Akademii NNW, żeby zobaczyć jak sobie radzą autorzy, którzy podejmują wyzwanie opowiadania o polskiej historii.
Czyli będzie się pan starał przekazać twórcom, że zanim wezmą się za nakręcenie filmów wolnościowych czy patriotycznych, powinni zrozumieć historię?
W każdym filmie, nawet w horrorze czy komedii romantycznej, autor musi zrozumieć fabułę, którą opowiada. Zrozumieć ją na wszystkich możliwych poziomach. I to już na początku prac nad filmem, bo często zdarza się tak, że twórca swój film rozumie do końca dopiero, gdy go zrobi i pokaże publiczności. A przecież im dalej jesteśmy w rozumieniu tego, co nasza opowieść oznacza, czym jest, co chce pokazać, tym nasze filmy są lepsze. Moją ideą jest przekazać im wiedzę na temat tego, czym jest zrozumienie opowieści filmowej, czym jest temat filmu na różnych poziomach racjonalnych i emocjonalnych. Ale też, tak po prostu, przekazać to, czego nauczyłem się o filmie np. kim jest bohater i jaka jest jego rola. Będę się starał podzielić wiedzą, którą zdobyłem robiąc swoje filmy. I powtórzę jeszcze raz, że to wielkie wyzwanie pokoleniowe, zrozumienie historii i to nie tylko w filmie. Należy nam się parę takich opowieści, które nas otworzą na prawdę o nas samych. Prawda z zasady nie jest prosta. Jest wieloskładnikowa, istnieje wiele faktorów, które wywołują wydarzenia. Warto się z tym zmierzyć.
Czy uważa pan, że powołanie Akademii to wsparcie dla rozwoju kina wolnościowego i historycznego w Polsce?
Oczywiście, że tak. Tylko moim zdaniem film historyczny nie jest jakimś oddzielnym gatunkiem kina. To jest po prostu kino. Ludzie zawsze chcą oglądać to, czego nie mogą zobaczyć we własnym życiu. Do tej pory istniała na tego rodzaju filmy taka piękna nazwa – film kostiumowy. Bardzo ładne określenie, przecież kostium odróżnia filmy historyczne od współczesnych. Film opowiada o losach pojedynczych ludzi i w ten sposób przybliża nam przeszłość. Niejako pokazuje nam nas samych w czasie przeszłym.
W tym roku, oprócz udziału w warsztatach jest pan też jurorem w Konkursie Międzynarodowych Filmów Fabularnych. Czego pana zdaniem widz oczekuje od twórców filmów historycznych?
Po pierwsze tego samego, co od każdego filmu – żebyśmy wyszli z kina z brakiem poczucia zmarnowanego czasu. Ludzie chodzą do kina po to, żeby usłyszeć i zobaczyć opowieść. Nas zawsze interesowały fabuły. Począwszy od malowideł naskalnych, rysunków w egipskich świątyniach czy gawędach wędrowców… ludzie opowiadają sobie fabuły od początków świata. Po to, żeby nauczyć się czegoś o życiu i dowiedzieć jak przetrwać a czasem po prostu dowiedzieć się czego doświadczyli inni ludzie. Teraz dzieje się to w kinie. I każdy film, historyczny czy niehistoryczny, odpowiada na to samo pytanie: jak żyć.
Czyli w każdym filmie najważniejszy jest człowiek i jego historia, a tło to rzecz…
…z którą bohater filmowy się zderza. We współczesnym świecie ludzie czują kompletne zagubienie. Kiedy jest się w krajach, nazwijmy to, zacofanych, to widać ludzi strasznie biednych, ale szczęśliwych. A jak jedzie pani do bogatych i uprzywilejowanych miejsc to często tam ludzie jakoś… nie wiedzą w co ręce włożyć. Pracują ciężej niż niewolnicy w Egipcie czy Rzymie. Pracowitość jest okej, ale straciliśmy smak życia. Odcinamy się od przeszłości, bo uważamy, że to my zaczniemy najwspanialszy okres w dziejach ludzkości. Prawie nikt nie wie kim był jego pradziadek. Nasza prywatna historia, naszych bliskich jest częścią naszego ciała i to zaniedbanie jej poznania jest znacznie bardziej dotkliwe niż np. nie umycie zębów. Jak pani zapyta o to Francuza, Niemca albo Anglika, to też nie jest jakaś powszechna wiedza, ale jest z tym, o dziwo, dużo lepiej niż u nas.
Jest kryzys opowieści rodzinnych, tylko babcie czasem coś opowiadają…
U nas ten kryzys jest większy niż wszędzie na świecie. Miałem taką przygodę, kiedyś robiłem film dokumentalny koło Szydłowca. Kręciliśmy zdjęcia we wsi, która graniczyła z następną wsią. W obu tak samo biednie, ale jedna wieś była zadbana, czysta i sensowna, ludzie rozmawiali, ciekawili się i mieli skuteczny obraz świata. A w drugiej wsi wszyscy byli pijani od rana, brud, smród, ubóstwo. Skąd taka różnica? Okazało się, że ta „nieporządna wieś” powstała w 1948 roku w wyniku parcelacji majątku i zasiedlili ją ludzie napływowi, którzy pomimo upływu lat i zmiany pokoleniowej nie nauczyli się żyć w obcym sobie miejscu. Być może po prostu, żeby umieć żyć, zakładać buty, zadbać o siebie w takim sensie podstawowym, jedzenia czy czystości, potrzebna jest ciągłość, historia, korzenie.
Wracając do filmów kostiumowych. Jak to pan zauważył, przed nami wyzwanie pokoleniowe. Powinniśmy filmami wolnościowymi dotrzeć do młodych ludzi. Jak zaciekawić takim filmem młodzież?
Po prostu zrobić ciekawy film. Historia to jest integralna część naszego życia, a młodzi ludzie chętnie takie filmy oglądają, nawet ze zwykłej ciekawości: co robili nasi dziadkowie, co robiły nasze babcie. Czy nasze babcie się całowały przed ślubem czy się nie całowały, i z jakich powodów się całowały bądź nie… Czy to nie jest ciekawe? Należy po prostu robić dobre filmy. I pamiętać o jednej rzeczy, która cechuje dzieciaki, i która będzie w młodym pokoleniu narastać, to znaczy niechęci do propagandy, ideologizowania rzeczywistości i historii, ponieważ ideologizowanie rzeczywistości w jakiejkolwiek formie jest absurdalne.
Młodym ludziom historia kojarzy się z nauką w szkole, jak od tego odejść?
Odejść. Problem z nauką historii w szkole jest taki, że ona nie opowiada o ludziach. Historia w szkole opowiada o wielkich procesach społecznych, głównie wojnach czy rewolucjach, to często nauka na pamięć, nie nauka zrozumienia. Czy tak powinno być w szkole, niech pedagodzy odpowiedzą na to pytanie, natomiast w filmie na pewno nie. Film jest skazany na doświadczenie pojedynczego człowieka. Ono dominuje nad procesem obiektywnym. Jeśli ideologizujemy to w jakiś sposób i chcemy na siłę udowodnić pewną tezę, to wzmocnimy człowieka politycznego, a nie wzmocnimy człowieka wobec wszechświata. Ludzie, którzy idą do kina, nie idą po to, żeby się uświadomić politycznie tylko uświadomić się właśnie jako człowiek wobec wszechświata. Ideologizowanie jest tu nie na miejscu. Głównym, mentalnym problemem filmów historycznych, jest zdjęcie ideologii. I nie zapominanie o tym, że każda historia jest o tym, że bohater przeżywa jednostkową, istotną, życiowa próbę i zderza się ze swoim światem, jak każdy na planecie Ziemia.
W którą stronę pana zdaniem zmierza Festiwal NNW i Akademia Filmowa?
Ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że na warsztatach, które mają uczyć filmu nikt mnie niczego nie nauczył, natomiast na tych wielu warsztatach i w szkole Filmowej zdarzało mi się spotkać ludzi, którzy mnie otworzyli w jakiś sposób. Więc tu nie tyle o warsztat chodzi, bo on opiera się zaledwie na kilku zasadach, które szybko można przyswoić, tylko bardziej chodzi o stan umysłu. O otwarcie się na intuicję, rzeczywistość, człowieka. Robienie filmów polega na otwieraniu się. Więc w czasach kiedy na ogół ludzie mają tendencję do zamykania się, chociażby w ideologii, takie działania mają sens. Bo ideologizowanie redukuje nas do istot politycznych a człowiek jest na szczęście o wiele bardziej złożony.
Czyli wartością Festiwalu jest spotykanie się z ludźmi.
Tak, bo czasami ktoś powie jakieś zdanie, które w ciebie zapada i otwiera cię na inne i nowe. Często ludzie robiący film historyczny robią film o czymś co się stało, w procesach i w podręcznikowym rozumieniu historii. A w kinie nie ma ucieczki przed jednostkowym doświadczeniem. Widzimy człowieka, który przeżył istotną próbę, wygrywa lub przegrywa z jakichś powodów. Dochodzi do tego zrozumienie tego procesu na wielu płaszczyznach i stworzenie skutecznej dramaturgii, którą musi mieć każdy film fabularny. A naszą historię powinniśmy rzetelnie zrozumieć, żeby zredefiniować kim jest polski patriota w ponowoczesności, bo nam się to bardzo przyda
Rozmawiała Monika Tarka-Kilen
Dariusz Gajewski – reżyser filmowy (także dokumentalista) i teatralny, scenarzysta, producent, członek PAF i EFA, laureat Złotych Lwów za film „Warszawa”, reżyser i scenarzysta m.in. filmu historycznego „Legiony”.