Po filmie „80 huzarów” Sándora Sáry, przy tworzeniu którego pomagał dr István Kovács, spotkali się z dr. Kovácsem red. Grzegorz Górny, o. Paweł Cebula OFMC i red. Tomasz Łysiak. Podpytany o jego pracę przy filmie dr Kovács opowiedział, że dostał scenariusz do przeczytania i zwrócił go reżyserowi mówiąc, że nie mogą wszyscy huzarzy na koniec zginąć, ponieważ tak nie było w rzeczywistości. Został więc poproszony o poprawienie tych scen. Tak się zaczęła filmowa przygoda historyka. Śmiejąc się dodał, że był też tłumaczem, bo część zdjęć kręcono w Tatrzańskim Parku Narodowym i całymi dniami musiał tłumaczyć się przed pracownikami parku w sprawie zniszczenia trawy. Rozmowa zeszła też na wspólną historię Polski i Węgier.
„Te losy są ze sobą niesamowicie splecione, to historia wspólnoty duchowej, wspólnoty rozumienia praw moralnych, pytania po której stronie stoję, co robię. Poruszyły mnie sceny, w których w husarzach dokonuje się przełom, kiedy widzą, że Austriacy strzelają do bezbronnych ludzi. Podłoże duchowe buntu miało też ten wymiar – to była wspólna walka, wspólne wartości, wspólna wiara” – mówił Tomasz Łysiak.
Ojciec Cebula dodał, że wiara przekładała się w konkretne czyny, była wcielana w rzeczywistość, jej namacalne skutki możemy do dziś odczuwać. To są przejawy konkretne i materialne. Wspomniał tu kopalnie soli zakładane przez św. Kingę. „To nie była eteryczna święta unosząca się nad ziemią, to była konkretna kobieta, która wzięła się do realnej pracy” – opisywał o. Cebula.
Pytany o odbiór filmu na Węgrzech dr Kovács powiedział, że Węgrzy czuli, że to też film o rewolucji węgierskiej. Scena, w której palone są świece w oknach, była nawiązaniem do 4 listopada, kiedy po stłumieniu rewolucji, jedyna formą protestu mogło być już tylko zapalenie świec przez mieszkańców Budapesztu. Mówił też o tym, że tak naprawdę w jego kraju panował okrutny terror, można było jeść i pić, ale nie myśleć. Świadomość obudziła się znów dopiero, kiedy w Polsce zaczęła działać Solidarność.