Robił filmy tak by widz się nie tylko wzruszył ale i uśmiechnął

Człowiek z ogromną wrażliwością, rzadko spotykaną dziecięcą ciekawością świata, nie oceniający nikogo, żyjący filmem – tak wspominano dzisiaj podczas Festiwalu Filmowego NNW w Gdyni zmarłego dwa lata temu w październiku reżysera Krzysztofa Talczewskiego. Widzowie mogli zobaczyć „Zawsze świeży pieniądz” – ostatni film dokumentalny reżysera a także „Niepodległość” – dokument m.in. z archiwalnymi zdjęciami znalezionymi przez Talczewskiego we Francji, pokazującymi moment odzyskania w Polsce niepodległości. Wspomnieniami o Krzysztofie Talczewskim dzielili się Maciej Grzywaczewski, Barbara Grzywaczewska, Kinga Hałacińska, Anna Ostalska i Arkadiusz Gołębiewski.  

„Krzyś świetnie znał wszystkie archiwalia, nawet francuskie. Umiał te archiwalia przeszukiwać. Wiedział, jak na ich podstawie wymyślić film” – wspominał producent filmowy Maciej Grzywaczewski – „Apogeum jego twórczości to film „Niepodległość”. To fenomen, nagrodzony zresztą na festiwalu NNW. Film dokumentalny, który miał niezwykłą ilość widzów. Widziało go 11 milionów osób! Krzysztof wiedział jak wykorzystywać archiwalia, żeby widza nie zanudzić. Miał przy tym ogromne poczucie humoru i pod tym kątem także wybierał fragmenty archiwaliów. Tak by widz się nie tylko wzruszył ale także uśmiechnął”.

Barbara Grzywaczewska wspominała, że był erudytą, człowiekiem przenikliwej inteligencji, lubił ludzi, interesował się nimi, miał pasję życia, dziecięcą ciekawość świata – rzadko dziś już spotykaną. „On ludzi nie oceniał, on ich słuchał. Był człowiekiem niesamowicie skromnym, nie gwiazdorzył. Niewiele osób wie, że dostał taki odpowiednik amerykańskiego Oskara za filmy dokumentalne”. 

Kinga Hałacińska podkreślała, że był też „pełnokrwistym opozycjonistą, człowiekiem Solidarności”. Miał też pewien rodzaj selektywności, która wyławia sedno.  

„Pierwszy film, który zrobił Krzyś, to był dokument zrobiony we Francji o księdzu Platerze, który słał nieustannie paczki z pomocą dla Polski i ludzi, a gdzieś tam pod rzeczami, ubraniami, były ukryte powielacze. To była nasza pierwsza wspólną produkcja, a potem z przyjemnością mogłem obserwować, jak Krzysztof się rozwijał” – mówił Grzywaczewski – „Żył od filmu do filmu. Film to było całe jego życie. Na tydzień przed jego śmiercią widzieliśmy się w Łodzi i rozmawialiśmy o kolejnym filmie, który mieliśmy zrobić”.