Prywatne wspomnienia, czego nauczył go Witold Pilecki – dla Polaków bohater a dla niego także zwyczajnie wujek, co było w rotmistrzu wyjątkowego z perspektywy małego chłopca? Swoimi rodzinnymi wspomnieniami o Witoldzie Pileckim dzielił się z widzami i uczestnikami 15. Międzynarodowego Festiwalu NNW w Gdyni pan Marek Ostrowski – siostrzeniec rotmistrza.
„W pierwszym okresie, kiedy miałem dwa lata byłem kształtowany przez moja matkę. Była wprowadzana w tajniki konspiracji, przechodziła szkolenie z broni krótkiej. Dyscyplina, punktualność, nie rzucanie się w oczy – to były lekcje które moja mama przeszła i ja potem dostawałem od niej lekcje tego typu” – opowiadał pan Marek – „Jako dwulatek musiałem zasypiać sam w kompletnie ciemnym pokoju, okna były w czasie okupacji zupełnie zasłonięte. W sąsiednim pokoju tego dwupokojowego mieszkania, odbywały się narady. Mama kategorycznie zabroniła mi podsłuchiwać i zbliżać się. Miałem bez protestów zasypiać. Nie mogłem jednak zasnąć, bo wydawało mi się, że z szafy wychodzi jakaś poczwara. Mamie bałem się o tym powiedzieć, bo pewnie dostałbym burę, ale powiedziałem wujowi. Wtedy chyba pierwszy raz wyraźnie pojawił się w moim życiu. Był niezwykle czułym i ciepłym człowiekiem. Podszedł do moich strachów ze zrozumieniem. Po paru dniach przyniósł mi dziecięcą blaszaną szabelkę i powiedział – +jak zobaczysz jeszcze raz zjawę, to wyciągnij szabelkę z pochwy i tnij ją z lewej i prawej+. To był moim zdaniem znakomity ruch pedagogiczny”.
„Drugi etap mojego dorastania był po ucieczce wuja z Auschwitz. Miałem wtedy 5 lat. Wuj, najprawdopodobniej po to by swój system nerwowy zregenerować, chodził ze mną nad Wisłę przez Żoliborz, Bielany. W łęgach nadwiślańskich czuliśmy się bezpieczni, żadne patrole tam nie docierały. Ale tam przechodziłem od wuja szkolenie. Mówił m.in., że nie tylko ludzie w mundurach są niebezpieczni bo wielu chodzi też po cywilnemu. Mawiał – +musisz zwracać uwagę na to jakie buty noszą. Patrz na buty, bo może być też człowiek niebezpieczny w cywilu+. Mówił, żeby chodzić zacienioną stroną ulicy i o tym, że trzeba wszystko widzieć – samemu będąc niewidocznym” – opowiadał Marek Ostrowski. Wspominał też, jak Witold Pilecki uczył go, by starać się tak ubrać, żeby się nie wyróżniać w tłumie, bo często snajperzy strzelają do jasno widocznych, wyróżniających się celów. Ta lekcja pomogła mu potem w Powstaniu Warszawskim.
Pytany o to, jaki był Witold Pilecki powiedział – „To był introwertyk, niewiele mówił a wiele robił. Był niezwykle punktualny. Miał nieprawdopodobną wyobraźnię wojskową, potrafił przewidzieć dwa, trzy następne ruchy przeciwnika, na które trzeba się przygotować. Miał niesamowitą pamięć – opowiadał mi o tym ojciec. Dokładnie pamiętał wszystkich z Auschwitz. Recytował z pamięci kilkaset nazwisk. Wiecznie ćwiczył ciało i umysł. Nie był atletycznie zbudowany, ale jego układ mięśniowy był wyćwiczony. Podczas tych naszych wypraw nad Wisłę wykonywał różnego rodzaju ćwiczenia gimnastyczne Ja, jako dziecko, zapamiętałem, że potrafił ruszać uszami. Poruszał się bezszelestnie, jak kot. Bezdźwięcznie otwierał wszystkie zamki”. Pan Marek opowiedział historię o tym, że podczas konspiracji Pilecki miał nad ich mieszkaniem tajną kawalerkę – „Czasem wpadał na kolację. Otwierał drzwi bezszelestnie i kilka minut stał w drzwiach pokoju a my nawet nie zauważyliśmy, że wszedł i tam stoi”.
Widzowie i goście festiwalu mogli usłyszeć wiele takich właśnie wyjątkowych rodzinnych historii. Na przykład taką, że po ucieczce z Auschwitz Pilecki zaczął w kieszeni nosić chleb.
Pan Marek odniósł się też do tego, jak pokazano postać jego wuja wfilmie „Raport Pileckiego”, gdzie widownia widzi, jak pije, pali i klnie. „Nie wydaje mi się, żeby tak było. Wuj był harcerzem a przysięgi harcerskie były dla niego święte. Ale dobrze, że powstał ten film. Jestem szczęśliwy, że dożyłem czasów, w których można otwartym tekstem mówić o dokonaniach wuja”.
Obecny na sali Krzysztof Szwagrzyk z IPN obiecał ze swojej strony, że dokłada wszelkich starań by szczątki rotmistrza Pileckiego zostały w końcu zidentyfikowane.