Ludzie kochają opowieści o przeszłości

O pracy nad scenariuszem w Hollywood, potrzebie filmów historycznych i co ciekawego będzie można zobaczyć na festiwalu opowiada Bozenna Bo Intrator, która na codzień pracuje w Hollywood jako scenarzystka, pisarka, producentka. W tym roku jest członkiem jury w międzynarodowym konkursie filmów fabularnych Festiwalu NNW.

Jak pani wspomina zeszłoroczny Festiwal NNW?

To było wyjątkowe doświadczenie, bo nasz film „Znajdę cię” otwierał Festiwal. Pracowałam nad nim wiele lat, więc byłam szczęśliwa, że zostanie pokazany w Polsce. Ponadto było sporo spotkań z twórcami, bardzo kreatywnych, a to zawsze jest dobrym zaczynem do powstania nowych filmów. Dużo rozmawiałam z Lechem Majewskim. Ciągle jestem pod wrażeniem jego filmu „Dolina Bogów”, który był prezentowany w zeszłym roku. To jeden z najpiękniejszych filmów jakie widziałam w ciągu ostatnich 10 lat. Po festiwalu Majewski zmotywował mnie do tego, żebym wyreżyserowała w Warszawie moją sztukę „Miłość po dwóch stronach Atlantyku”. Dostałam za nią jedną z najwyższych ocen w programie „Teatr” Ministra Kultury. Nie spodziewałam się tego, a tu wysoka punktacja, dofinansowanie i raptem ją wystawiam. A Lech Majewski powiedział „nikt lepiej tego nie zrobi od pani …”.

Jest pani przewodniczącą jury w międzynarodowym konkursie filmów fabularnych. Jak ocenia pani poziom filmów, które będą ze sobą rywalizować?

Jestem zaskoczona, że znalazło się aż tyle filmów na tak wysokim światowym poziomie. Bo to zdaje się dopiero trzecia edycja tego konkursu, a mamy już takie produkcje jak na przykład „Aida” („Aida / Quo Vadis, Aïda? reż. Jasmila Žbanić), która była nominowana do Oscara w tym roku i która jest wyjątkowym filmem pod każdym względem. Ale tak samo na przykład film o Havlu („Havel” reż. Slávek Horák), nakręcony ze wspaniałą lekkością. Widzimy całe życie Havla przedstawione.w taki ludzki sposób Mnie ten film klimatem przypomina „Niespotykaną lekkość bytu”. Piękny jest obraz ze Szwajcarii „Caged Birds” („Bis wir tot sind oder frei” reż. Oliver Rihs). Być może trochę dziwny, inny, ale wyjątkowy, o takiej skomplikowanej, wielowarstwowej tematyce wewnętrznej wolności z walką o równouprawnienie szwajcarskich kobiet w tle. Myślę, że o tych filmach będziemy jeszcze długo rozmawiać po festiwalu, ale na razie zapowiada się bardzo dobrze, wyjątkowo.

Czego pani szuka w filmach historycznych, patriotycznych, opowiadających o wielkich bohaterach?

Mnie interesują dużo bardziej jednostki niż grupy. Podobają mi się filmy takie jak „Na pokuszenie” Sofii Coppoli z 2017 roku, dziejący się podczas wojny secesyjnej w Stanach. To film o wolności wielorakiej, z jednej strony toczy się wojna, a z drugiej strony kobiety walczą o pozycję w społeczeństwie. To bardzo ładny film, nakręcony przez kobietę, co ważne, bo nawet teraz kobiety nie są dopuszczane tak łatwo do filmu. Byłam pytana kilkukrotnie w Stanach, kiedy przystępowaliśmy do produkcji, czy zaakceptowałabym na tym czy na tym stanowisku kobietę. Takie pytanie padało nawet z ust ludzi, którzy są pro kobiecy, ale znają rzeczywistość przemysłu filmowego i wiedzą, że kobiety jako aktorki – tak, ale już jako reżyserki – niekoniecznie.

Czy za oceanem czuje się chęć i potrzebę kręcenia filmów historycznych?

Na całym świecie jest potrzeba oglądania filmów historycznych, kostiumowych, bo ludzie kochają opowieści o przeszłości, o swoich przodkach, o tym co się wydarzyło. Dla nastolatka to, co się wydarzyło 20 lat temu, to już jest historia, dla 35-latka nawet film o latach 80-tych jest historią, więc to pojęcie „historii” jest bardzo szerokie. Oczywiście, są takie wielkie produkcje filmowe jak „Gladiator”, których się nie zapomina. Jednak wszystkie one opowiadają o tym samym, co filmy współczesne czyli o stosunkach, relacjach międzyludzkich, miłości, wolności lub jej braku. Tych tematów nie jest tak wiele, ale to co mnie pociąga w filmach historycznych, to takie przeniesienie się na chwilę do przeszłości, żeby nauczyć się czegoś albo zrozumieć coś, o czym nawet nie myśleliśmy.

Ku przestrodze i nauce…

Tak, filmy historyczne często opowiadają m.in. o tragicznych wydarzeniach, o których ludzie powinni pamiętać. Z historii można się uczyć, a dzięki temu można czemuś zapobiec, nawet jakiejś wielkiej katastrofie. Nie powinniśmy nigdy zapomnieć na przykład o II wojnie światowej, o tym co się wtedy wydarzyło, bo była to jedna z najciemniejszych godzin życia naszego świata.

Jak więc robić takie kino, żeby dotarło ono do jak największej liczby ludzi, zainteresowało i poruszyło setki tysięcy widzów?

Podstawą jest dobry scenariusz. Bez tego nie ma dobrego filmu. To jest pierwszy krok i dlatego scenarzyści w Stanach Zjednoczonych dostają ok. 10 procent budżetu całej produkcji. Nic nie powstanie, nawet najmniejsze show, bez scenarzysty i scenariusza. I tego najbardziej brakuje. Wiele filmów leży na łopatkach, bo nie ma tego mocnego fundamentu, którym jest dobry scenariusz. Wtedy ani wielki budżet, ani wielkie gwiazdy nie pomogą. Brałam udział w wielu warsztatach scenariuszowych i dramatopisarskich z wieloma wybitnymi specjalistami na tym polu i nie można tego przeskoczyć. Trzeba się uczyć od ludzi, którzy mają pojęcie o tym, co robią. Nigdy nie zapomnę warsztatów z Krzysztofem Kieślowskim, z Markiem Ravenhillem, czy też tego, czego nauczyła mnie praca nad scenariuszami z Faye Dunaway, z Fredem Roosem, z Klausem Marią Brandauerem. Oczywiście, talent to jest 90 procent, ale bez tych 10 procent warsztatu nic nie powstanie.

Czyli powołanie Akademii Filmowej Festiwalu NNW, warsztaty scenariuszowe filmów „Od first do final draft” to pani zdaniem potrzebna inicjatywa?

To jest bardzo potrzebne. Film jest esencją, syntezą wszystkich rodzajów sztuki. W filmie się wszystko spotyka, sztuki wizualne, muzyka, słowo pisane, to najbardziej progresywna sztuka. Ale podstawą jest scenariusz. Ja miałam szczęście współpracować z Krzysztofem Kieślowskim przez dwa lata w wiedeńskim forum scenariuszowym. Kieślowski i Edward Żebrowski byli tzw. film doctorami i potrafili dokonać cudu, rozwiązywali różne problemy, nawet produkcyjne jak też scenariuszowe. Wtedy się wiele nauczyłam. Od wielu lat miałam szczęście współpracować z Fredem Roosem, a on jest jednym z najwybitniejszych producentów na świecie. Jego filmy zebrały ponad 100 nominacji do Oscara, wyprodukował filmy Francisa Forda Coppoli, dostał Oscara za „Ojca chrzestnego”. I ten wybitny człowiek wychodzi z założenia, że każdy, zarówno twórca jak i aktor, powinien małymi kroczkami wspinać się do góry i powinien zawsze być otwarty na naukę. Nawet jego syn zaczynał karierę w filmie od bycia asystentem asystenta, choć już jako mały niemowlak zagrał w „Ojcu chrzestnym”. To Fred mi uświadomił, że bez dobrego scenariusza nie może powstać dobry film.

Jak pani widzi przyszłość Festiwalu NNW?

Jest to festiwal, który ma szansę stać się prawdziwie międzynarodowym wydarzeniem. Arkadiusz Gołębiewski zawsze podkreśla, że to jest festiwal filmów o wolności. A ponieważ napływa, jak widać, coraz więcej filmów o tej tematyce, to widać jak bardzo jest potrzebny i jak wszystkich ludzi na świecie interesuje wolność. Wolność i walka o nią na każdy możliwy sposób. A skoro tak, to powinien ten temat wolności być coraz bardziej rozszerzony na festiwalu także na wolność wewnętrzną. Wtedy otwiera się wielki świat. Wolność wewnętrzna jest podstawą każdej innej wolności. Takim pięknym filmem o tej tematyce był „Fortepian” Jane Campion – mocny i piękny obraz pokazujący dążenie kobiety do wolności. Mam nadzieję, że tego typu filmów nie zabraknie w przyszłości na Festiwalu NNW.

Rozmawiała Monika Tarka-Kilen

Bozenna Bo Intrator

Producentka, pisarka i tłumaczka. Tworzy w wielu językach. Pracuje z największym amerykańskim producentem Fredem Roosem (m.in. „Ojciec Chrzestny”, „Truman Show”). Jej poematy, krótkie historie, powieści i dramaty zyskały ogromną popularność w Polsce, Niemczech i krajach anglojęzycznych. Napisała, przetłumaczyła i adaptowała wiele utworów dla telewizji i teatru w Polsce. Jest autorką popularnego serialu „Hela w opałach”, opartego na amerykańskim formacie „Grace under fire”. Teksty wielu jej piosenek widnieją na okładkach płyt CD, i są ozdobą ścieżek dźwiękowych do filmów. Utwór „A kto wie czy za rogiem” to, nieprzerwanie od 2001 roku, najczęściej puszczana bożonarodzeniowa piosenka w polskich stacjach radiowych. Rok temu jej film „I’ll find You” otwierał festiwal NNW.

A multi-lingual producer, author, and translator. Ms. Intrator’s poems, short stories, novels, plays has sprung to life in Polish, German, and English, published in the countries where those languages predominate. She has written, translated, and adapted numerous pieces for the theatre and television in Poland. Among her television offerings was the popular series, ‘Hela w opalach’, based upon the American series, ‘Grace under fire’. Her many song lyrics are on CDs and the music tracks of films, her song ‘A kto wie czy za rogiem’ is, since 2001, the most often played Christmas Song in Polish radio stations.