Film w reżyserii Lecha Majewskiego „Wojaczek” to w tym roku jeden z pokazów specjalnych Festiwalu Filmowego NNW. Spojrzenie na postać poety i na film z lat 90-tych, jak mówili widzowie po filmie, skłania do ponownego zainteresowania się ta postacią i odświeżenia sobie jego twórczości. Spotkanie z reżyserem prowadziła po seansie Kinga Hałacińska, która zapytała dlaczego w ogóle Lech Majewski postanowił zrobić film o Rafale Wojaczku. Okazało się to historią związaną z czasem dorastania reżysera, który jeździł z Katowic na wagary do Krakowa. “Snując się po Krakowie kupiłem sobie w kiosku miesięcznik „Poezja” a w nim był nekrolog Rafała Wojaczka. Obok – jego wiersz, który przestrzelił mi serce. Wojaczek ma bardzo dużą dynamikę w słowach, które trafiają w człowieka jak kolejne kule” – opowiadał Majewski
Potem, jak mówił, inne rzeczy wydarzały się w jego życiu a Wojaczek wrócił do niego przy okazji poznawania Jean-Michela Basquiata, a zwłaszcza w momencie jego śmierci. „Wtedy te dwie postaci mi się nałożyły na siebie. To tacy kamikadze obierający lot na samozniszczenie. Napisałem książkę o losach Basquiata i tak zataczając koło wróciłem potem do Wojaczka” – mówił Majewski i dodał – „Moim celem było przenieść poezję Rafała na obraz tak, żeby sceny były poezją a nie tautologią”. Dlatego nie ma w filmie pogrzebu Wojaczka, choć jak wspominał Majewski, podobny był do pogrzebu Mozarta, kiedy za trumną niemal nikt nie szedł. „Ja zdecydowałem się na pogrzeb wierszy. Wolę operować językiem symbolicznym, w podprogowy sposób oddziaływać na widza, bo jest to o wiele silniejsze niż mówienie wprost”.
Podobnie było z pokazaniem śmierci poety, który popełnił samobójstwo łykając tabletki – „Początkowy pomysł był taki, że rozegra pastylkami rodzaj szachów czy warcabów. Za bardzo mi to jednak zapachniało „Siódmą pieczęcią” Bergmana. Dlatego w końcu gra nimi w pchełki”.
Reżyser sporo opowiadał o kulisach powstawania filmu – „Mieliśmy 10 dni na jego zrealizowanie. Zabójczy termin przy moich wymaganych wizualnych. Mieliśmy 1,5 taśmy więc nie było miejsca na zbyt wiele dubli. Scena finałowa w knajpie to jest jedno ujęcie, a przecież tyle się w nim dzieje. 4 godziny próby i udało się to nakręcić. (…) Nie było miejsca na improwizację”.