Jak dystrybuować kino historyczne

Co roku na Festiwalu podnosimy ten sam problem – mamy niezle filmy dokumentalne o tematyce historycznej, a ciagle zderzamy się z problemami dystrybucji, ciągle nie wiemy jak dotrzeć do nowego widza, do młodego widza czy wreszcie do tego, który czeka na ofertę filmową zbliżoną do jego wartości i postrzegania świata. Czy możemy w jakiś sposób to zmienić? Zastanawiali się Bogna Bender-Motyka, reżyser, kierownik Wojewódzkiego Ośrodka Kultury w Lublinie, Darek Dikti, producent, ekspert PISF, Jakub Dziedzic, prezes zarządu Apollo Film, Robert Kaczmarek, producent, reżyser, Stowarzyszenie Twórcy dla Rzeczypospolitej, Przemysław Wręźlewicz, Rafael Film. Prowadzący spotkanie red. Marcin Wikło wspomniał m.in. o zaskakującej decyzji właścicieli sieci kin Helios ograniczającej dystrybucję filmu „Skarbek”.

Robert Kaczmarek: Każdy bojkot jest promocją filmu. Wszyscy się wtedy interesują, o co chodzi, co to za film. Ale tak na serio jest to po prostu skandal, i myślę, że wcześniej czy później się to się na nich zemści. Inną sprawą jest to, że mamy dramatyczną sytuację kin. Jedynie kina studyjne, dzięki dotacjom, mogą się jako tako utrzymać. Żyjemy teraz w czasie przewartościowania wszystkiego.

Bogna Bender-Motyka: Byłam kiedyś kierownikiem kina w Lublinie, przedwojennego jeszcze. To kino już nieistnieje. Kina wielosalowe nas pożarły. Odzwyczailiśmy przez to ludzi do dobrego kina, bo tak prym wiodą produkcje rozrywkowe. Drugim błędem było pozostawienie domów kultury samym sobie. Taki dom kultury, jeszcze jak ma kino, jest naprawdę kłopotem dla wójta. Myślę więc, że potrzebny byłby system dotacji dla tych małych ośrodków.

Jakub Dziedzic: Kino jest jednym z wielu „spółek” w naszym portfolio, więc mogę prztoczyć twarde dane – utrzymanie kina to 70 procent, a dochód 9 procent. Jak na dłoni widać, że kino się samo nie utrzyma. Prawda jest taka, że bardziej opłaca się wynajmować salę kinową niż grać w niej filmy. Wracając do filmu „Skarbek” to rzeczywiście zamieszanie przy dystrybucji pomogło zapełnić u nas sale – ta metoda Heliosa, monopolisty, okazała się nieskuteczna, ale to zachowanie jest jak bandyterka z lat 90.

Przemysław Wręźlewicz: Rafael to kino religijne, które bywa historyczne. Powiem państwu, że ja osobiście nie wierzę w ten bojkot Heliosa, nie wiem, co tam się stało, ale nie sądzę, żeby chcieli bojkotować jakiś projekt. Ciekawe, że niektóre kina sobie radzą, ale np. ogromne kino Kijów w Krakowie co tydzień robi pokazy projektów niefilmowych – oper, koncertów itp. Gra się też pod konkretnego widza np. dzieci.
Szansą dla kina historycznego jest coś, co my w Rafaelu zrobiliśmy z dystrybucją kina religijnego – kino się zmienia, otwiera na projekty poza oficjalną dystrybucją, przyszłością kina zaangażowanego i historycznego jest projekcja społeczna, w formie eventów, dla jakichś konkretnych grup np. u nas większą część widowni stanowią grupy parafialne.

Darek Dikti: Nawet dla takich projektów eventowych potrzebny jest wyspecjalizowany dystrybutor. Przypomnę tylko, że przed covidem w kinie było rocznie 60 mln widzów, po covidzie 50 milionów. Czyli ubyło tylko 10 milionów.

Robert Kaczmarek: Dystrybucja filmów to sytuacja biznesowa z nierównymi regułami gry. Chciałem przekonać prezesów TVP do tego, żeby płacili uczciwe pieniądze za filmy dokumentalne i to się nie udało. Na razie mamy zysk tylko z produkcji filmowej, dystrybucja jest nieistotna, bo się na niej nie zyskuje. W TVP jest niezmienna blokada ideologiczna. Telewizja publiczna nie wypełnia swojej podstawowej misji. Kłopot jest też ze szkołami, z naszą elitą filmową – robią filmy dla tych, którzy ich karmią.

Jakub Dziedzic: Kino z biznesem nie ma wiele wspólnego. Brakuje wizji, brakuje celu. Dal mnie celem dystrybucji jest wzbudzenie u młodych jakiejś refleksji. Ale jestem optymistą, co do przyszłości.

Bogna Bender-Motyka: Bilans zysków i strat wskazuje, że pewne błędy mogą być zniwelowane, być może telewizja zrozumie wreszcie, że ma misję do wypełnienia. Jeśli można było dopłacać do wycieczek szkolnych, do wyjść muzealnych, to może zrobić fundusz kinowy na filmy historyczne.

Przemysław Wręźlewicz: Trzeba to zrobić próbować robić wspólnotowo. Jesteśmy tu gośćmi ważnego miejsca na mapie, ale przecież festiwal NNW to nie jest jedyne takie miejsce. Naszą siłą są ludzie.

Robert Kaczmarek: Uważam, że jesteśmy w trakcie dużej zmiany technologicznej, młode pokolenie nie ogląda telewizji, przenosi się w przestrzeń cyfrową. Musimy budować dla niego nową rzeczywistość filmową.